piątek, 2 maja 2014

Éljen, éljen Erzsébet


Bardzo nieobiektywna i bardzo skierowana do fanów musicalu relacja z przedstawienia "Elisabeth" z budapesztańskiego Teatru Operetty.

Post pisany dla Nibi, a w domyśle też dla Nifla :) Postaram się zdać tutaj relacje z przedstawienia, które na całe szczęście jakiś dobry człowiek nagrał i umieścił też na YT (tu się zaczyna). Nie mam zamiaru chwalić się teraz, że miałam to szczęście być na tym przedstawieniu, ale po prostu trochę podzielić się wrażeniami (też kiedyś je zobaczycie, traktujcie to jako przedsmak ^^)

Przypominam, że nie znam musicalu tak dobrze jak wy i niektóre uwagi mogą być oczywiste czy wręcz mylne, za co przepraszam z góry ;u;

Btw, spoilery do treści sypią się garściami, więc osobą nie znającym sztuki czytanie się odradza.



piątek, 11 kwietnia 2014

Się bawię w blogowanie

To już chyba oficjalne, że ten blog tutaj służyć mi będzie za dosłowną graciarnię na wrzucanie rzeczy, które nie mam gdzie indziej wrzucić i obserwowanie blogspotowych blogów.
Posty "merytoryczne" i może nawet regularne powinny pojawiać się na moim i Sofi blogu tematycznych (animangowym):

http://lemurilla.wordpress.com/

(Tak gdyby ktoś się zastanawiał po co mi jeszcze ta stronka...)

piątek, 14 marca 2014

Challenge książkowy cz. II

Znacie challenge'e? Takie w których na facebooku albo innych portalach, dzień po dniu, wrzuca się odpowiedź na zadane pytanie? Po wypróbowaniu  wyzwania książkowego, po miesiącu okazało się, że zabawy nie jest dość i chciałoby się kolejnego miesiąca... Po zasięgnięciu rady kilku znajomych dopisało się kolejne 30 wyzwań :)

30 pierwszych pytań

30 kolejnych:
1. Książka, którą czytasz obecnie
2. Ulubiony komiks
3. Książka, którą dostałeś w prezencie
4. Ulubiona książka fantastyczna
5. Ulubiona książka z gatunku, za którym nie przepadasz
6. Ulubiona książka nie zachodniego autora
7. Ulubiony reportaż
8. Ulubiona książka Twojego rodzica/rodziców
9. Ulubiona epoka literacka
10. Książka, którą nie skończyłeś
11. Ulubiony dramat
12. Niedawno wydana książka, którą lubisz
13. Ulubiony tomik poezji
14. Książka, którą chciałbyś mieć
15. Dowolna książka
16. Ulubiona para literacka
17, Książka, którą powinno się zekranizować
18. Ulubiony audiobook
19. Kraj z ulubioną literaturą
20. Książka, której nie chcesz przeczytać
21. Nieudana książka autora, którego lubisz
22. Ulubiona niedorosła postać (dziecko/nie człowiek)
23. Książka, która najbardziej Cię wymęczyła
24. Książka, którą przeczytałeś za jednym zamachem
25. Ostatnia książka, jaką kupiłeś
26. Najbardziej irytująca postać literacka
27. Ulubiona książka (popularno)naukowa
28. Najdziwniejsza książka, jaką przeczytałeś
29. Ulubiona (auto)biografia
30. Książka którą zdobyłeś w dziwnych okolicznościach

Zapraszam do wypełniania :)

niedziela, 14 października 2012

Wynajmę maszynę do podróży w czasie, od zaraz!

Przeklejenie postu z forum. Całkiem ciekawy (dla mnie) post mi wyszedł, to go sobie tutaj zachowam.

Cała idea polega na tym, że pytają się mnie, gdzie bym pojechała, gdybym mogła się przenieść w czasie. No cóż, ja mam 3 miejsca...

XVI w. Wrocław/Kraków i ew. Praga (początkowo był tu tylko Kraków, ale mój nowo odkryty patriotyzm lokalny daje o sobie znać...) 
Uwielbiam wiek XVI. Era odkryć geograficznych, wielkich zmian, alchemii, renesansu (no, zależy gdzie...) i przede wszystkim złoty polski wiek. Chciałabym urodzić się w Krakowie np. w roku 1520, w okresie Bony, Augustów, mistrza Twardowskiego, a później Rzeczypospolitej i pierwszych królów elekcyjnych, zahaczając o Batorego... Uczyć się na Jagiellonce (tak, tak byłabym dziewczyną, WIEM), uczestniczyć w zmianach świata... 
Ok, Polska się światem nie interesowała, więc inne miasta Europy też wchodzą w grę. Np. Wrocław albo któreś ze ksiąstewek śląskich, które wtedy też przeżywały swój rozkwit, będąc trochę polski, trochę czeskie, trochę niemiecki... I na Śląsku kobiety miały więcej praw niż w Krakowie.
Oprócz tego jest jeszcze Praga. Zobaczyć Czechy w swoim złotym wieku, walecznych i religijnych ze swoim husytyzmem~ Najchętniej zahaczałbym jeszcze o dwór cesarza Rudolfa, który w alchemikach się bardzo lubił~ Jednak nie chciałabym już przeżyć roku 1620, bitwy pod Białą Górą i upadku tych starych Czech. Defenestracja z 1618 może jeszcze. Ale nie upadek... To jednak zbyt smutne.

XIX wiek-XX wiek, Wiedeń i Budapeszt, grunt, że CK. Reszta Europy w sumie też... 
Ach, urodzić się np. w 1848! Znając z ust przodków legendy o Napoleonie i wielkiej wiośnie ludów... Jeszcze w wieku nastoletnim przeżyć lata 60. i wielką politykę, skończoną sukcesem węgierskim... I Austro-Węgry. Ostatnio wielce interesuje mnie ten okres i bycie tam szlachcianką uważam, za całkiem ciekawą opcję na podróż w czasie. Etykieta, style w sztuce i modzie, w ogóle cała ta otoczka.. Jara mnie to, co mam oszukiwać. I wojna już mnie nie ciekawi, ale okres do niej zwiedziłabym jak najchętniej. 
CK najbardziej, ale i reszta Europy... Świeżo zjednoczone Niemcy, a szczególnie mój kochany Śląsk, zanim Polacy i Niemcy zaczęli go między sobą targać. Paryż i art noveau (Mucha <3), Carska Rosja... Oj, piękny czas, piękny... 

Polska Rzeczpospolita Ludowa. Inne kraje bloku wschodniego właściwie też, ale głównie PRL. 
Seriously, uważam, że urodziłam się w złym pokoleniu. Wiem, jak źle było w PRLu, ale z drugiej strony... Fascynuje mnie ten okres. Uwielbiam słuchać historii z młodości mojego taty. Czas, w którym trzeba było być sprytnym by przeżyć, nie miało się wiele, więc doceniało się to mało co się udawało zdobyć, no i ludzie mieli świadomość kto jest "tym złym" i przeciwko komu się buntować. Ach, móc na żywo widzieć papieża w '79, wziąć udział w Solidarności, w tych małych uczniowskich czy studenckich buntach, , a potem wejść do życia zawodowego na przełomie i w okresie transformacji... Naprawdę by mnie to jarało. 
No i mieli lepszą muzykę. Przenieść się do lat 80. chciałabym już po to, by móc usłyszeć Perfect w oryginalnym składzie! 
Inne kraje, szczególnie NRD, Czechosłowację i Ludowe Węgry też bym z wielką chęcią zobaczyła. Ale najbardziej PRL. 

...swoją drogą, zawsze gdy myślę o przeniesieniu w czasie, to jednej rzeczy by mi szczególnie brakowało. Internetu D: Ale gdybym miała wybrać jedno miejsce, w którym w tym momencie mogła się przenieść... By zobaczyć i wrócić to Austro-Węgry, np. 1896 (akurat było tysiąclecie istnienia państwa węgierskiego, czyli wielka feta), a żeby na stałe zamieszkać - dajcie mi rocznik 196x, proszę v.v 

...ale współczesność wcale taka zła nie jest :3

piątek, 28 września 2012

Napisałam post

Omójbożepiszępost.

Miałam pisać regularnie, a widać jak to jest... Mój brak zapału (wróć, zapał, ale chwilowy, wygasający) jest rzeczą bardzo upierdliwą. Aż żal mi się brać za jakąś rzecz, która trwa dłużej, bo wiem, że w pewnym momencie się wypalę. Ten strach przed podjęciem się czegoś, nawet jak daje radość i jest obmyślone, wymarzone w najmniejszym calu jest troszkę dołujący. Ale mimo wszystko, mimo tego, że siebie znam i pomału dorastam na tyle, by akceptować i żyć, a nawet walczyć z moimi wadami... Dalej mam głowę pełną planów. I na pewno dalej będę się zabierała z motyką na księżyc. Taki cholerny charakter.
 Może dlatego tak cieszę się na moje ekonomiczne studia. Pokochałam moją uczelnię zanim na nią poszłam. Wiem, że to straszne, ale co poradzić? Po dniu otwartym, po obozie integracyjnym... Czuję, że wybrałam dobre miejsce na studia. Z innych wyborów nie jestem tak zadowolona i mogę mieć wątpliwości (np. mieszkanie, choć coraz bardziej mi niepewność mija), to nie studia. Co mnie tak pociąga? Jak nam tłumaczono, na studiach ekonomicznych nawet nie chodzi o to, by się uczyć i mieć dobre oceny. Jasne to też, ale uczymy się teorii. I mamy 5 lat by złapać doświadczenia praktyczne. Organizacje studenckie, koła, wolontariaty... To tutaj mus. I to mi się podoba. Od małego chodziłam na wszystkie kółka zainteresowań na jakie mogłam. W podstawówce, gimnazjum, liceum... Z tym, że jestem z kochanej, ale jednak małej mieściny. Możliwości było mało. Klub mangowy sobie sami założyliśmy, Tycikony powstały wspólnymi siłami (tak, tak, Iwan zrobił pierwszy i potem cały czas był głową tego konwenciku, ale daj mi też trochę pobłyszczeć). Uwielbiam organizować rzeczy. Spotkanie, projekty, rozwijanie się.. .To mój konik, nawet jak słomiany zapał i odkładanie rzeczy na później mnie ściąga na ziemie.
 Mnogość możliwości na Uniwersytecie Ekonomicznym mnie zachwyca. Na obozie adaptacyjnym słuchanie prezentacji poszczególnych organizacji była czymś wspaniałym, dla kogoś z dużymi chęciami, a małą miejscowością zamieszkania. Pozwalało robić, to co umiem najlepiej i najchętniej - marzyć. I nawet wymyśliłam tam swój nowy i wielki Projekt. Ciekawe czy uda mi się go zrealizować już w przyszłym marcu... Mierzyć trzeba wysoko, więc mam nadzieje, że tak. Wracając do Adapciaka - choć moim zdaniem miał najgorszą prezentacją, ja i tak na swoją organizację wybrałam: BIT - Because I Travel, czyli klub podróżniczy przy Samorządzie Uczniowskim. (Oj, następnym razem to ja jadę na Adapciak i zrobię im taką prezentację, że popamiętają!) Tak jak zawsze, jak coś wybiorę to trudno mi zmienić decyzję. Za bardzo się napalam.
 Co by tu jeszcze? Wakacje nie były udane. Z tego względu, że za mało je wykorzystywałam i za dużo leniłam. Nie zrobiłam prawie nic tfurczego, nie pojechałam prawie nigdzie (dobra, Żywiec i Częstochowa, a z rodziną po Morawach... co to jest? Gdzie mój Budapeszt?). Książki czytałam. Tyle. No i się powygupiałam z moimi kochanymi przypałami. O i na konwentach byłam, ale co tam, tylko dwa...
 Ambicję mam (mimo tego, co mówi mi muterka, jęcząc czemu nie poszłam na prawo albo przynajmniej SGH), tylko niech mnie tam na górze mocno oświecą, żebym jeszcze więcej zapału otrzymała.
 Od niedzieli wieczorem, kiedy zamieszkam na wrocławskich Krzykach, zacznie się pierwszy dzień reszty mojego życia (lubię te wyrażenie, dajcie mi je tutaj użyć!). Marzę o studiowaniu chyba od początku liceum. Albo od momentu gdy pomału dowiadywałam się co to jest. Jestem nerwowa, spanikowana i niepewna, ale przecież sobie znowu przypominam, że to będzie mój czas. Właściwie zawsze o tym wiedziałam. To będzie mój czas, na epickiej uczelni, na wybranym przez zainteresowanie kierunku, w przepięknym mieście, do którego idą też bliscy mi ludzie. Tylko jeszcze męża trzeba znaleźć.
 Breslau, mój kochany Breslau, nie niszcz mi marzenia o pięknym życiu. A nawet jeśli, to i tak jakoś je spełnie. Bo ze mnie cholerny optymista marzyciel i jakoś nieśpieszno mi to zmieniać...

 (Wysmęciłam się raz, a porządnie. Chyba będę tu częściej coś skrobać...)

niedziela, 11 marca 2012

Mangozjeby i Pokedemony.

 Post też dostępny na Forum Hetalia.org

 Czy anime i manga wpływa na nas źle?
 Tak sobie zaczęłam o tym myśleć po ostatnich Artykułach. [Tutaj i Tutaj]
 Są to wydania regionalne i raczej wątpię w początek większej, ogólnopolskiej kampanii, ale trzeba przyznać, że dawno już nie było nagonki. Choć do legendarnego reportażu z [i]Uwagi [/i]jednak temu daleko... [Nie widziałeś? Nie nazywaj siebie mangowcem! Nadrób to!]
 Oczywiście nawet laik zauważy, że Uwagowy Reportaż to porażka, a powyższe artykuły wcale nie zniechęciły większości dyrektorów szkół, ale jednak jakiś niesmak zostaje...
 I takie zastanowienie: A może coś w tym jest? A może naprawdę jesteśmy nienormalni...?
 Oto moje przemyślenia na ten temat, wybaczcie za długość, czasami trzeba się wygadać.
 Jestem fanem z długoletnim stażem, mangi kupuje, anime oglądam legalnie lub mniej, na konwentach bywam kilka razy w roku. Uważam się za mangowca z krwi i kości i jestem z tego dumna. Jest to coś mojego, wyróżnia mnie, mogę się czymś pasjonować, także w kręgu przyjaciół-mangowców. Oczywiście zżera mi to czas, ale gdyby nie manga pewnie bym sobie znalazła coś innego. Mogłabym chlać pod blokiem. A tak... Kupuję komiksy, zacieszam do narysowanych postaci, robię sobie zdjęcia z osobami przebranymi za postacie z animowanych seriali. I to mi sprawa radość! Nie, normalne to to nie jest, na pewno. Ale czy dlatego ma to być złe?
 O co nas oskarżają... A, pornografia. W podstawówce kupowałam na bieżąco Love Hinę. Momenty nagościowe, no dobra, na początku trochę zawstydzały, ale potem się przyzwyczaiłam. Były zabawne. No i kobitki jakoś mnie nigdy nie pociągały, wybaczcie. Lubiłam (wciąż lubię!) tą serię za świetny humor i postaci. Że były cycki... Mój brat w tym wieku, ze starszymi kolegami oglądał American Pie i inne tego typu filmy. Wieczorem na Polsacie. Oczywiście, że było ograniczenie wieku. Na mangach też jest. Aaa, że manga to rysunkowa, więc dla dzieci? Może mnie to ominęło, ale nie widziałam jeszcze dzieciaka poniżej 4-5 klasy podstawówki, który czytał mangi... Ok, oglądanie anime to jeszcze. Ale gdzie? W telewizji polskiej ani niemieckiej jakoś nie widziałam żadnych komedii ecchi, bardziej groźnych niż Simpsonowie. Czy innych serii animowanych emitowanych o późniejszych godzinie, do których jakoś nikt się nie czepia... [Dygresja: Koleżanka w 5 podstawówki kupiła sobie Fushigi Yugi i tam była naga babka... To wzięła marker i jej ubrania dorysowała 8D]
 Brutalność. No dobra, w Dragon Ballu się byli, oj leciała krew. Jak ktoś kogoś uderzył, to bolało i czasami nawet... umierał! Ale ja jakoś zawsze pamiętałam, że Goku jako ten dobry, oszczędzał nawet wrogów i bił się tylko w obronie przyjaciół... A gdy w kreskówkach typu Cartoon Network gdy ta wredna mysz, znowu przyczasnęła kota pułapką na myszy, to mamy się śmiać? A potem dziecko, widząc pierwszy raz w życiu kokosa, uderza nim młodszego brata, tak, że ma lekki wstrząs mózgu... I to dlatego, że widziało to w bajce... [tró sytuacja, kolega opowiadał 8D]. Ja jednak bym wolała, by moje dziecko w podstawówce uczyło się szukać smoczych kul niż znęcać się nad kotami... [Dobra, byłam dziwnym dzieckiem, mimo, że oglądałam nigdy nie przepadałam za humorem typu "Robi mu krzywdę, to jest śmieszne"]
 Oczywiście nie uważam, że każda manga jest dla każdego. Hellsing, choć uważam go za udaną serię, nie dałabym w prezencie młodszej kuzynce. Albo w ogóle zbyt młodemu dziecku. Tak samo co niektóre komedyjki ecchi. Nie uważam też, że wychowanie się na animcach jest lepsze niż na innych seriach. Ale nie musi być gorsze. Niedawno, bodajże w Wysokich Obcasach czytałam o tym jakie bajki powinno się dawać dzieciom. Jako jedną z propozycji pytany specjalista dał "Ruchomy Zamek Hauru". No, ale Ghibi... Ghibi to majestrzyk i w ogóle osobna kategoria.
 Z innych ciekawych przykładów: znam panią pedagog szkolną, która jest... mangowcem. Wyszła za mąż za mangowca. Mają chyba jednoletniego syna. Do śniadania ogląda on AMVałki z Gundanem [ponoć bardzo mu się podobają!]. Tak, proszę państwa, nasi też się rozmnażają. I wychowują kolejne pokolenie otaku. Zobaczymy co z tego wyrośnie...
 A, i jeszcze jedna rzecz, którą zauważyłam. Większość fanów których znam, to dobrzy uczniowie albo przynajmniej inteligentni ludzie, z którymi można porozmawiać ciekawie na przeróżne tematy. Moja, jeszcze badana teoria, zakłada, że to nie tak, że manga zmienia człowieka, ale jest specjalny typ człowieka, który ma szansę stać się mangowcem. Spróbujcie ze swoim szkolnym geniuszem - my z naszej zrobiliśmy w rok takiego fana, że obecnie ma na MALu więcej mang niż ja i z wypiekami na twarzy spoileruje nam Naruto albo zaciesza na myśl o następnym konwencie... [Sandra, pozdrawiam Cię serdecznie!]. Oczywiście, nie znaczy to, że każdy mangowiec od razu celu na doktorat. Wyjątki mogę podać od ręki. Ale faktem jest, otaku zwykle cechują się większą tolerancją i ciekawością świata od przeciętnej młodzieży w ich wieku. Nawet yaoistki, po swojej młodzieńczej fazie piskowej, przy odpowiednim podejściu [najlepiej w cztery oczy i nie na konwencie] okazują się ogarniętymi osobami.
 O, yaoi! Wiedziałam, że jeszcze mogę o czymś napisać~. Czy fanka yaoi ma problemy psychiczne? Ja nigdy nie byłam, ale wśród przyjaciół owszem, mam. Trzeba też rozróżnić etapy rozwoju yaoistek. Zwykle przechodzą one najpierw etap piszczący, pairingujący wszystko i wszystkich, ale potem uspokajają się. Albo od razu są nieszkodliwe dla otoczenia i w spokoju delektują się swoimi biszami. Psychologiem nie jestem, nie wiem czy to ma jakiś ujemny wpływ na psychikę. Znam yaoistki z chłopakami, więc nie wiem czy to wpływa na łączenie się w pary. No... Jest dziwne. Ale jak już pisałam: dziwne nie znaczy złe. Uberkatole nie lubią homoseksualizmu, więc się burzą, ale ja, jakoś nie mam nic przeciwko.
 Kończąc już... Dlaczego niektórzy tak się oburzają na anime i mangę? Nie znają jej. Mają tylko tyle informacji, że wydaje im się zła, co zresztą nie jest trudne. Chcą ochronić przed tym swoje i innych dziecko. Ale gdy już dzieciak wpadnie w nałóg... Jeśli ktoś postanowi, że to będzie pasja... Czy powinno się mu to zabronić? Moim zdaniem nie. Pasja to pasja, nie wybiera jej się, sama człowieka znajduje. Jak rodzic ma dobry kontakt z dzieckiem, to da sobie wytłumaczyć co w tym takiego pociągającego [zrozumieć nie musi] i może nawet skusi się na jakieś anime... [Studio Ghibi zawsze robi dobre wrażenie na nieobeznanych]. Na szczęście mam tolerancyjnych rodziców, którzy akceptują to co robię i nawet czasami zawożą na konwenty. Trafiłam bardzo dobrze.
 Nie uważam, że jesteśmy, my mangowcy, gorsi od innych. Jesteśmy po prostu inni. I mi osobiście ta inność sprawia niesamowitą radość. A Obrońcy Moralności niech swoje mówią. Ja swoim dzieciom i tak będę puszczać anime na wieczorynkę. [Choć Hellsinga to chyba ukryje gdzieś głęboko w folderach dysku twardego...]
 Wszystko jest dla ludzi, trzeba się tylko dobrze tym posługiwać.

piątek, 28 października 2011

Przypadkowy wpis

 Piszę, żeby pokazać, że nie zapomniałam o tej stronie i wchodzę tutaj.

 Klasa maturalna po malutku daje o sobie znać.Konkursy, cholewcia. Długi weekend  ZAMIERZAM przeznaczyć na pisanie wypracowania z historii i powtórzenie do niemieckiego. I pewnie jeszcze coś muszę zrobić do szkoły, tak normalnie. Czemu tylko mam wrażenie, że znowu skończy się na obijaniu? *odpukuje*

 Tydzień dla mnie i tak był krótki. Od poniedziałku do środy byłam na wycieczce. W Krakowie, z projektu unijnego "Partnerzy w nauce". Czyli 3 dni darmowego zwedzenia muzeów i świetnego hotelu za darmoszkę. Niech żyje Unia! Hitem okazał się oczywiście czteropiętrowy Empik i Matras przy rynku. Oczywiście wśród licznie reprezentowanych mangowców, którzy rzucili się na świeżutki tomik Kuroshitsuji. Nawet ja, która po kilku odcinków anime, do tego tytułu byłam nastawiona sceptycznie, zacieszałam do wersji papierowej. Inną miłą stroną wycieczki było bardzo ciekawe Muzeum Lotnictwa. No i ogólnie przesympatyczny pan przewodnik, który spędził z nami 3 dni. W ogóle mi się chyba wszystko podobało, ja niewymagająca jak dają za darmo.

 A ogólnie to życie sobie płynie. Czytam wciąż dużo, nołlajfię, odrabian zadania domowe, siedzę rozmyślając na krześle, nie sprzątam pokoju. Jakoś to będę. Nawet jak wciąż nie mam cienia pojęcia co studiować [co trochę zaczyna irytować].

 Jak ja się cieszę z mojego nieskomplikowanego życia. [A raczej mojego charakteru, który się prawie niczym nie stresuje].